wtorek, 7 maja 2013

Na dobre !

Wszystko jest już w porządku. Na prawdę w porządku. Na swoim miejscu.
Nagle wszystko stało się jasne, jak gdyby pogmatwany węzeł udało się rozwikłać jednym, zdecydowanym pociągnięciem.


Wszystko jest już w porządku. Bez względu na wszystko, na dobre ! Wierzę w to.

sobota, 4 maja 2013

...

Samotność= nie mieć nikogo, komu można powiedzieć: wrócę o tej i o tej godzinie, albo do kogo można zatelefonować i powiedzieć: voila, już wróciłam... 

Nie ma do kogo zatelefonować...


niedziela, 21 kwietnia 2013

Krajobraz po bitwie

Ponoć człowieka da się złamać tylko raz w życiu. A potem odczuwa się tylko rysy na psychice...
Ja mam wrażenie, że w tym całym gównianym ośrodku, w którym mnie umieszczono, dążą do tego, by tych rys było jak najwięcej. Dzień po dniu, jak kropla drążąca skałę, przebywanie w tych szarych, ohydnych, zamkniętych murach tylko pogłębia moje odczucia. Tak, myślę tylko o jednym. W kółko i na okrągło. Jak ja kurwa żałuję, że mi się nie udało!!!:/

Utkwiłam tu wśród tych wszystkich błędnych spojrzeń "współwięźniarek". Spojrzeń wariatek nafaszerowanych, tak jak ja z resztą, wszelkimi dostępnymi na rynku dragami.
Właśnie, wariatek?! Łapię się na tym, że wcześniej często sobie o kimś pomyślałam: "Co za wariat. Co za psychol. Świr. Psychiczny!'. Drodzy państwo, oto ja! Wariatka, psycholka, samobójczyni! Witam w moich skromnych, zamkniętych progach! Nie mam klamek, ale serdecznie zapraszam.

Słyszeliście o piekle na ziemi? Właśnie do niego trafiłam. Są tu schizofreniczki, naprute tak, że wyglądają jak zombie. Są agresywne maniaczki. Myślę, że gdyby nie dostawały w żyłę mogłyby pozabijać połowę naszego wariatkowa. Tak tu jest. Przypomnijcie sobie wasz najokropniejszy koszmar, jaki wam się przyśnił. Już? Więc tutaj jest o wiele gorzej!

I jedyne co trzyma mnie przy życiu, to myśl, że jak nadejdzie dobry moment to można by spróbować jeszcze raz...





Nic się nie zmienia

a wszystko i tak kończy się tak samo...


















czwartek, 18 kwietnia 2013

Mówią, że trochę minie, zanim stąd wyjde. Nie mam komputera, tylko telefon. Gdyby wiedzieli, że mam tego bloga, to i telefon by mi zabrali.
Kolejna rzecz w życiu, której nie zrobiłam tak jak trzeba, do końca.
Tylko za to jest mi wstyd.

niedziela, 14 kwietnia 2013

.

Wszystko straciło już sens a ból przeszywający mnie na wskroś paraliżuje doszczętnie ciało.
Już nie umiem. Dłużej nie dam rady.
Nie mam siły wstać. Nie mam siły iść. Nie mam siły jeść.

 Wiem co powinnam zrobić.
On już nie wróci.

piątek, 12 kwietnia 2013

but my knees were far too weak...

Gdy spędzam dnie nie wychodząc z domu mam wrażenie, że całkowicie zatrzymał się czas. Nic się nie dzieje. Śpię i jem, ot co.

Za dużo mam w telefonie smsów, które kiedyś tak dużo znaczyły i których nie mam odwagi ani usunąć, ani o nich zapomnieć...


Prawdziwi bohaterowie codziennego życia noszą na swoich ciałach tatuaże z różnych powodów. Wyrażają one ich uczucia – nagłe, porywcze, uwiecznione pod wpływem impulsu czy odurzenia. Uczucia głębsze, przemyślane, stanowiące coś więcej niż czytane wprost znaki – symbole ich niezależności i wolności. Bywają odsłonięte na ramieniu mięśniaka lub zakryte pod warstwą materiału, dostępne tylko dla oka właściciela. A bohaterowie filmowi? Ich tatuaże nie służą tylko popisywaniu się. Nie świadczą o tym, że postać musi być twardzielem, w innym wypadku nie zdobyłaby się na ból owocujący niezmywalnym malunkiem. W filmach nic przecież nie dzieje się bez powodu.

Choć w dzisiejszych czasach tatuowanie uważane jest głównie za zabieg upiększający, w kinematografii funkcja ta została zdominowana przez inne, jakie tatuaż pełnił przez wieki, często z pominięciem waloru zdobniczego. Psychopatyczny zabójca z Czerwonego Smoka bardzo poważnie traktuje znaczenie tytułowego symbolu - począwszy od wyrytego w drzewie znaku z majonga, aż po tatuaż będący wariacją na temat obrazu Williama Blake'a Wielki Czerwony Smok i Kobieta Skąpana w Słońcu.

Francis Dolarhyde sam uważa się za Czerwonego Smoka, a jego tatuaż, oprócz roli symbolicznej, pełni funkcję ochronną i zarazem odstraszającą – ma przypisaną moc talizmanu, magicznego amuletu, który zapewnia posiadaczowi bezpieczeństwo i opatrzność sił wyższych. Uważa, że – jemu, jako mordercy „przeobrażającemu ofiary” – należy się podziw. Podziw zdecydowanie budzić może scena kompletnej prezentacji tatuażu, podczas której w świetle projektora spektakularnie naprężają się wytatuowane muskuły Dolarhyde'a. Ma się wrażenie, że malowidło żyje własnym życiem. Jego właściciel – jak interpretuje sam Lecter – jest człowiekiem smokiem, którego brzydota przeobraża się w siłę.

Tatuaż Francisa dla niego samego niewątpliwie pełni też rolę nobilitującą - choć ukryty przed wzrokiem współpracowników, w ostatecznym „starciu” odwraca uwagę od oszpeconej twarzy i stanowi demonstrację męskości, odwagi i odporności na ból. Dolarhyde jest z niego dumny, a strach i zauważalny brak akceptacji na twarzy ofiary przed którą dokonał obnażenia odbiera mu wiarę w siebie.
Tatuaże mają przypominać o ważnym wydarzeniu w życiu. Nie bez kozery zamiennymi określeniami tatuażu na jakie natknąć można się w przekazach historycznych to: stygmat, piętno czy hieroglif. Owe piętno, które - z jakiegoś powodu – poprzez pozostawiony na ciele ślad pozwala: żyć dalej, być lepszym człowiekiem lub nigdy nie zapomnieć. Lenny z Memento nigdy nie chciał zapomnieć słów: „John G. zgwałcił i zamordował mi żonę”. Niestety – zapomina ciągle i tatuowanie ciała kolejnymi i kolejnymi sentencjami i daje mu poczucie posiadania wspomnień. W tym wypadku tatuaże są najbardziej potrzebnymi informacjami, które uznał za stosowne mieć przy sobie zawsze. Stanowią przedłużenie rozbudowanego systemu notatek i zdjęć z podpisami.
 
A zreszta, gówniane pieprzenie. Zrobiłam tatuaż. Będzie pełnił wszystkie możliwe funkcje, łącznie z takimi, których nigdy żaden u nikogo nie pełnił. I przynajmniej zostanie ze mną na zawsze.


Niełatwo odkurza się znajomości, które przysypało się grubym gruzem, gdy ważniejsza była miłość. Ale teraz idzie weekend i mam zamiar wypić dużo piw. Bardzo dużo piw. I jeszcze więcej wódki.

czwartek, 11 kwietnia 2013

bezsens...

Przez całe życie towarzyszy mi tęsknota. Nie odchodzi i nie szuka innej ofirary.

Smutek osiąga swój punkt kulminacyjny, gdy nawet melodia towarzysząca wyłączaniu komputera przynosi ból. Potem, po długim czasie patrzenia bezmyslnie w sufit, przychodzi sen. I najgorsza jest ta chwila, kiedy w momencie zagrożenia usiłujesz krzyknąć, ale żaden dźwięk nie jest w stanie się z ciebie wydobyć. Nie jesteś w stanie uratować własnego życia, bo twoje usta otwierają się jak w reklamie Cholinexu - odsłaniajac piekące i nieme gardło.

Wszystko jest beznadziejne.

nic

Gdy byłam mała, chciałam wypłakać sobie oczy, żeby były jasne i miały tylko ciemną obwódkę. Mama mówiła, że tak będzie, myślała, że mnie straszy, że przestanę. A ja tak bardzo chciałam aby były jasne.

Spędziłam z nim poranek. Żałuję, że nie potrafię złapać tych dobrych chwil i zamknąć w słoiczku. Zakochać się w optymizmie.

Wczorajszej nieprzespanej nocy wydawało mi się, że myślę szyją (jak głupio to brzmi...). Czułam nawet w niej niby-macki, które łączyły się z głową. Z nikim nie przeprowadziłam tylu rozmów, co z samą sobą; takich, których nikt nie słyszy.


środa, 10 kwietnia 2013

umrzyj umrzyj umrzyj

Marnuję czas na bezmyślne wgapianie się w monitor.
Mieliśmy poznać się ostatecznie psychofizycznie. Znać każdy swój pieprzyk  i każdą myśl. Miałeś powtarzać co jakiś czas, że lubisz ze mną rozmawiac, bo często wnoszę informacje do rozmowy, których byś się nie spodziewał i chciałbyś się mną bombardować. Ja chcę te Koreańskie działa skierować w ciebie teraz. Już. I dalej bezmyslnie się gapię.
Chcesz mi rozpieprzyć mózg?

* * *
Nie rozumiem tego, dlaczego potrafię być mila tylko dla ludzi, którzy w ogóle mnie nie obchodzą. Oczywiście pod warunkiem, że akurat nie jestem dla nich niemiła, co statystycznie jest nawet bardziej prawdopodobne.

Tęsknię za czasami, gdy założenie kogoś kurtki znaczyło o wiele więcej niż najlepszy prezent urodzinowy, gdy siedzenie na kolanach znaczyło więcej niż seks. Gdy można było się przytulać godzinami i kochać to przytulanie, kocha cały czas i nie zapominać ani na moment... Chce mi się płakać. Nigdy nie będę już w związku tak czystym. Ile to już lat minęło, odkąd w takim byłam?

Uderzyłam palcem stopy w krzesło po tym, jak powiedzialam, że gdyby śnieg był jadalny, paradoksalnie i tak nie spadłby w krajach trzeciego świata i problem głodu wciąż pozostałby nierozwiązany. Palcec krwawił. Być może oznacza to, że czasem lepiej zachować takie myśli dla siebie.

Dwa dni temu obcięłam włosy. Sama, w domu, przed lustrem, w beznadziejnie oświetlonej łazience. Są teraz krótkie i czuję się inaczej. Ale skoro włosy są zdrowsze, to i ja powinnam być. Nie jestem tylko pewna na którym zakręcie życiowym jestem, że zmiana przyszła tak łatwo.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

when it comes to love even freaks can wait forever



Piszę do ciebie ten ostatni, jak wiesz, list, tu, na blogu, wiem - beznadzieja. Z nadzieją, że go wydrukujesz, schowasz, wrzucisz do jakiegoś pudła i kiedyś odnajdziesz; przeczytasz, i wtedy może zrozumiesz, bo teraz nie zrozumiesz nic. A może nawet zasłuży sobie na specjalne miejsce, gdzieś, gdzie nie zostanie przypadkiem wyrzucony. Kto wie. Kiedyś lubiłam pisywać listy. Zostawiać liściki. Ukrywać małe karteluszki. Zapomniałam o tym, a to przecież – jak wiesz, po raz kolejny – forma komunikacji, która być może wychodzi mi najlepiej.
                Przeglądając historię naszych smsów, wysłaliśmy ich do siebie ponad 5 tysięcy przez te prawie dziesięć miesięcy, nazwijmy to, twojej męczarni. Dziś nie masz mi już nic do powiedzenia. Gdyby nie pakiety, to jakiś tysiąc złotych. Same te o treści „kocham cię” są warte kilka dobrych stów, kto wie, może można by za to kupić rolki, albo tira piwa.
Nie jest mi łatwo odchodzić, niełatwo uspokoić serce, bo jak w piosence – jest uparte… niełatwo wytłumaczyć mu. Ale wiem już, że miałeś rację, że z czasem to minie, że musi poboleć, bo nie można nagle, z dnia na dzień tak. Teraz już rozumiem, że od tygodni byłam już dla ciebie nikim, przedłużeniem poduszki, krawędzią kołdry. Rytmicznym, usypiającym oddechem. Drobną rozrywką, częściej utrapieniem. Zapomniałeś, że byłam twoją kobietą. Tą, która patrzyła na ciebie z miłością, kiedy tylko potrafiła. Która z każdego twojego mankamentu urody zrobiła atut. Przestałam nią być, niektórzy twierdzą, że nigdy nie byłam. O tym nie chcę pisać.
To wszystko, co zrobiłeś teraz, na końcu naszej wspólnej drogi, nie tak prostej i słonecznej jak z gifa, na którym biegniemy – to dokładnie to, co robiłeś tej poprzedniej przez cały czas trwania waszego związku, za co ona powinna nienawidzić ciebie, nie odwrotnie. To nie jest mój męzczyzna, który przynosił kwiaty, płakał ze wzruszenia, gdy tęsknił za mną przez kilka dni i złapał mnie tylko za rękę. Mój mężczyzna nigdy nie powiedziałby do mnie „wypierdalaj”, nie szarpałby mną. Mój mężczyzna nigdy nie krzyczałby na mnie wśród swoich znajomych, że mnie nie kocha, że jestem najgorszym co go spotkało. Po tym wszystkim myślę nawet, że tego mojego ciebie nigdy nie było, że zawsze był ten, który za plecami kobiety dowartościowywał się z innymi dziewczynami. Nigdy nie uwierzę w to, że byłam najgorszym, co cię spotkało. Wierzyłam, że spotkałam miłość swojego życia, ostatnią parę dłoni, która mnie obejmie i będzie obejmować zawsze. Kiedy byłam dobra, byłam najlepsza. Wszyscy to widzieli. Wszyscy widzieli, że nie można być bardziej zakochanym. Że uczucie między nami, dotknięcia włosów, zdrapywanie okruszków z kącików ust – nie było na niby. Ty już tego nie pamiętasz. Ale jeszcze nie tak dawno po alkoholu czule mnie tuliłeś mówiąc, że kochasz mnie najbardziej za wszystko – a teraz nie zasłużyłam według ciebie nawet na spojrzenie prosto w oczy i prawdę.
Nigdy nie zrozumiem twojego zachowania, tego, że nie potrafiłeś podjąć walki o kogoś, kto zostałby przy tobie do samego końca, na dobre i najgorsze. Prawdopodobnie nigdy mnie nie kochałeś w ogóle, a tylko ci się wydawało, może byłeś tylko zakochany. Zauroczenie mija, to fakt, więc to musiało być to. Bardzo cię przepraszam, że przez ostatni tydzień wbrew twej woli próbowałam ci pokazać, że cokolwiek się nie stanie, ja będę przy tobie, bo jesteś dla mnie najważniejszy. Że wbrew twojej woli chciałam ratować coś, co wydawało mi się być miłością po grób. Ludzie żyją dalej po śmierci swoich współmałżonków, wchodzą w nowe związki – więc może i ja potrzebuje tylko czasu. Dla mojego serca, żeby każdy kawałek zaczął pasować do układanki i żeby zapomnieć, że wyrządziłeś mi większą krzywdę, niż ktoś inny kiedyś, kto też pozostawił mnie ze złamanym sercem i poprzysięgłam sobie, że już nigdy nikogo tak głęboko nie dopuszczę. To właściwie dość ironiczne – gdy zaczynaliśmy być ze sobą, miałam złamane serce, i teraz, po 10 miesiącach, znowu jest złamane. Ale skoro wcześniej się zagoiło, to i teraz…
Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że życie nie toczy się przy kracie piwa, a przynajmniej nie życie, które ma jakiś sens. Że może kiedyś jeszcze najważniejsza będzie dla ciebie rodzina, jeśli nie ta, którą masz, to może nowa, którą z kimś stworzysz. Że zrozumiesz, że koledzy też założą swoje rodziny, albo będą – brzydko, ale jakże prawdziwie ujmując – śmierdzieć do końca życia, a koleżanki znajdą swoje książęta z bajki i, gdy będą kochane, nie będą potrzebowały tanich flirtów ani przechadzek w piżamach do twojego domu. Że przyjaciółka to nie ktoś, komu mruczy się słodkie słowa do uszka po pijaku, czy też nie. I że w tym wszystkim jest ta jedna jedyna osoba, z którą będziesz wychowywał swoje dzieci i spędzał każdy dzień, że to o nią trzeba dbać i ją kochać, nigdy nie okłamywać, a przede wszystkim ponad wszystko szanować. I starać się, walczyć, zmieniać siebie na lepsze. I jestem pewna, że gdy poznasz tą, której będziesz gotowy okazywać oddanie i to, że potrzebujesz jej właśnie do szczęścia; i nigdy nie będziesz się do niej źle odnosił, wszystko się zmieni. I że piosenka „ty albo żadna” dla kogoś okaże się prawdziwsza, niż dla mnie. I ja ci tego serdecznie życzę i przepraszam, że myślałam, że ja mogę być takim twoim kimś.
Twoja Alicja...


piątek, 5 kwietnia 2013

Wrrrrr!

Ostatnio trochę milczałam, ale to dla Was chyba lepiej...Musiałabym Was epatować moją ciągłą agresją i złością.

Jednak dziś już muszę trochę tego jadu wylać z siebie. Z góry przepraszam:>

Ostatnimi czasy denerwuje mnie wszystko, od ludzi, których mijam na ulicach począwszy; poprzez moich znajomych ( mam ich niestety coraz mniej :/ ), na tej zasranej pogodzie kończąc!

Chociaż czy ja wiem, czy gdyby zrobiło się ładnie, czy to by coś zmieniło? Nie sądzę...
Potrzebuję jakiegoś głębszego bodźca. Czegoś, co poprawi mi humor. Natchnie energią. Chyba zacznę od zakupów. Wiem, to tylko kropla w morzu potrzeb. Ale coś ze sobą musze zacząć robić, bo tak dłużej być nie może.

Najbardziej się boję, że zacznę ranić bliskich. Nawet nie chcę już o tym myśleć...
Trzymajcie za mnie kciuki. Postaram się ogarnąć...Taki mam plan na najbliższe dni. Najwyższy czas!


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Biała Wielkanoc

Czy ktoś się tego spodziewał?
Ja- wielbicielka lata czekałam już na nadchodzącą wiosnę. Miałam nadzieję, że te przeurocze, fantastyczne, potrzebne i niepowtarzalne Święta pozwolą przesunąć czas, sprawić, ze dzień będzie dłuższy, zachęcą słońce to wyglądania zza chmur, a temperatura w końcu wzrośnie.
Czy nawet pogoda musi działać przeciw mnie? Co mi po dłuższym dniu skoro jest mróz i śniegu po kolana?  Czy was to też tak dołuje?

Czy to naprawdę było konieczne?




wtorek, 26 marca 2013

Białe święta ?

Okropnej pogody ciąg dalszy. Jak pomyślę, że muszę wyjść z domu ogarnia mnie rozpacz. Wszędzie jest szaro, brzydko i jakoś tak nieprzyjaźnie.
Za kilka dni cały ten świąteczno-rodzinny szał- króliczki, zajączki, pisanki, no i lany poniedziałek... Ciekawe czy w taką pogodę pozamarzają im sikawki ?

Ostatecznie jednak są też jakieś "plusy dodatnie"- kilka dni wolnych od zajęć na uczelni.

Może więc święta mają jednak jakiś sens ?





środa, 20 marca 2013

Marność nad marnościami


W takie dni najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z łóżka...


Wszyscy ciągle sprawdzają prognozy pogody, niemalże modlą się o to, by było ciepło, słonecznie, ładnie. A co to jest w ogóle ta ładna pogoda?! Czy jak leje jak z cebra, czy wtedy nie jest ładnie?

Nie mogę patrzeć na te ich uśmiechnięte twarze...Czy oni nie rozumieją, że ja nie mam ochoty tak jak oni śmiać się od ucha do ucha?! Jest mi źle i chcę żeby ten dzień się już skończył :/ Nie wiem czemu, po prostu tak jest. Zrozumcie to!



ps. Dobrze, że mam tego bloga. To lepszy sposób dla rozładowania emocji niż walenie pięściami w ścianę. Przynajamniej mniej bolesny...


sobota, 16 marca 2013

Leniwa sobota


Jak dobrze jest mieć weekend !
Wyspałam się dzisiaj za wszystkie czasy.
Muszę wam powiedzieć, że na siłowni wcale nie jest tak wspaniale  i przyjemnie jak myślałam. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że będę musiała tam nad sobą pracować, ale zakwasy mnie przerosły ;)
Nie o tym jednak dzisiaj chciałam napisać.
Po całym tygodniu wzlotów i upadków postanowiłam spędzić leniwą, relaksacyjną i cudowną sobotę :)
Po tym jak już się wyspałam. Zjadłam wyśmienitą jajecznicę, weszłam na bloga i pisze.
Zaraz planuję iść na spacer - w końcu mamy, chociaż trochę słońca! Dzisiaj moim przyjacielem będzie kanapa :P Posłucham muzyki i resztę dnia spędzę a przeglądaniu i czytaniu czasopism i oglądaniu ulubionych seriali z internetu :)
Ciekawe, jakie wy lubicie seriale. Może mi coś polecicie?





Wieczorem gorąca kąpiel ze świecami. Do tego winko i będę zregenerowana :)



wtorek, 12 marca 2013

Pora się ogarnąć

Miałam okropny dzień!:-\ Siedziałam na uczelni z dziewczynami, własnie zapłaciłyśmy za bilety na bal wydziałowy, gdy zjawił się Piotrek i powiedział, że odwołali nam resztę zajęć. Nic lepszego nie mogło się chyba wydarzyć Wymyśliłyśmy więc, że wyskoczymy na zakupy i po przymierzamy sukienki. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, ze w sklepie z sukienkami poczułam się jak Bridget Jones, która nie mieściła się w sukienkę... Jedyne co kupiłam, to herbatki odchudzające i rajtuzy antycellulitisowe... Dzisiaj rano poszłam na basen przed zajęciami, a po zajęciach kupiłam karnet na siłownię! Pora się ogarnąć !

poniedziałek, 11 marca 2013

sweet nightmare

Miałam sen będący hybrydą polsatowskiego Pamiętnika z wakacji i koszmaru (choć może między tym programem a koszmarem należałoby bez wahania postawić znak równości), łączący w sobie tęsknotę za palącym słońcem, przytłoczenie uczelnianymi obowiązkami i moje babsko-miłosne rozterki.
Pisaliśmy egzamin w samolocie, zdaje się, że z jakiegoś arcy trudnego przedmiotu łączącego w sobie politykę i wzory matematyczne o wysokim stopniu skomplikowaności, wszyscy byli niesamowicie poddenerwowani i powtarzali swoją wiedzę. Skąd ją mieli? Uczyli się, gdy ja opalałam się na plaży? Zaskoczyła mnie moja absolutna beztroska w tym śnie - nie pofatygowałam się nawet, żeby z tych arcytrudnych wzorów zrobić ratujące dupę ściągi. Umawialiśmy się na podpowiadanie sobie pod rozkładanymi stolikami na napoje. Nie wiem jakim cudem samolot 'umeblowany' był w poprzek.
Potem koleżanka ze studiów, za dziwnymi drzwiami, które nie mają racji bytu w samolocie, wyznała miłość koledze ze studiów również, z którym w tym śnie i ja miałam dziwny romans. Przeszłam wszystkie możliwe stany emocjonalne, w jakich tylko można być, w stosunku do drugiej osoby, od żywej nienawiści z żądzą mordu po autentyczne życzenie jej szczęścia. Miałam wtedy dziwny przebłysk świadomości i przypomniałam sobie, że wieczorem chciałam się rozstać z moim ukochanym. Po przebudzeniu zadzwoniłam do niego sprawdzić, czy jeszcze go mam. No i mam. Więc nie ma się co martwić snami próbującymi na siłę zepsuć poranek i cały dzień ;)

Wracając do Pamiętnika z wakacji. Analogia do aktorów - amatorów, kompromitujących się za fajne pieniądze na hiszpańskich wyspach, wydaje mi się aż nazbyt wyraźna w starym tekście Kazika. 
Czy jesteś zdolny mizdrzyć się do ślepia kamery
I odpowiadać na to samo pytanie razy cztery
I nic nie będziesz widział w tym fakcie złego
Że się prześpisz z dupą z koncernu płytowego
Jak bardzo skurwisz się by sprzedać swą muzykę?
  Miłego dnia.

niedziela, 10 marca 2013

Na dobranoc


Uwielbiam ten kawałek :) I wiem że nie tylko ja...

Niech to będzie muzyczne podsumowanie mojego dobrego nastroju. Niech trwa jak najdłużej.

Dobranoc :*





sobota, 9 marca 2013

Dzień kobiet

Troche spóźniony post, ale muszę się z Wami podzielić moimi wrażeniami z wczorajszego dnia.

Mimo tego, że mój mężczyzna nie miał dziś dla mnie zbyt wiele czasu, ten dzień był naprawdę udany. Po krótkich zajęciach na uczelni postanowiłam udać się na małe zakupy do pobliskiej galerii.
Chyba wszyscy czekamy już na wiosnę z utęsknieniem! Świeże wiosenne kolekcje w sklepach zdecydowanie poprawiają nastrój. Zawartość portfela znika, humor jest świetny, garderoba przygotowana na przyjście wiosny tylko pogoda po wyjściu z galerii rozczarowuje. No cóż... Powtarzam sobie, że jeszcze trochę cierpliwości i przyjdą lepsze dni.

Wracając do tematu dnia kobiet :) Przydarzyło mi się coś niezwykłego. Piszę niezwykłego, ponieważ nigdy wcześniej mnie coś takiego nie spotkało. Czekając na przystanku tramwajowym zniecierpliwiona zerkałam na zegarek, aż tu nagle podszedł do mnie mężczyzna trzymający w dłoni bukiet tulipanów, wyciągnął jednego i wręczając mi powiedział: "Nie mogłem przejść obok pani obojętnie. Mam nadzieję, że pani wybranek nie będzie zazdrosny, jednak tak pięknej kobiecie należy się tak samo piękny kwiat. Życzę wszystkiego dobrego". Po czym przeszedł dalej. Osłupiałam! Nie powiedziałabym, że wyglądałam aż tak powalająco - raczej powyżej przeciętnej. Na co dzień nie spotykają mnie takie sytuacje. Muszę stwierdzić, że było to wyjątkowo miłe, mimo, że pan o którym mówię był w mocno średnim wieku i całkiem nie w moim typie.


Reszta dnia, aż do wieczora przebiegła bez rewelacji, całkiem normalnie. Po 18 tradycyjnie odwiedzili nas mężczyźni z całej rodziny. Zawsze w dzień kobiet wszyscy faceci jeżdżą do wszystkich kobiet. Na szczęście dzień mężczyzn nie jest aż tak popularny i jutro nie spędzę dnia przemieszczając się od mieszkania do mieszkania. W mojej rodzinie rodzi się zdecydowanie więcej facetów niż kobiet ;)

Cały wieczór przesiedzieliśmy w cudownej atmosferze śmiejąc się i popijając wino. No, może trochę go było za dużo :)


Mam nadzieję, że wam drogie Panie ten dzień upłynął równie miło.


Chciałabym, żeby było więcej dni takich jak ten piątek. Napawają one optymizmem.

Teraz muszę spiąć się i odrobić straty, które wydałam na zakupach:)

Pozdrawiam i życzę nam wszystkim żeby wiosna szybko przyszła!



wtorek, 5 marca 2013

Na dobry początek



Dzień dobry

Chyba zwariowałam z tym blogiem !
Myślę, ile drzew ocalę, jeśli nie będę pisać na kartce, tylko tu. Szkoda, że nie wszyscy wykładowcy pozwalają na noszenie laptopa na zajęcia - widać o drzewa nie dbają.

A ja założyłam tę stronę, żeby nie zapomnieć tych wszystkich małych ulotnych chwilach, przez które mam coraz głębsze zmarszczki mimiczne. 
I żeby mieć miejsce, żeby wrzucić gdzieś te cholerne zdjęcia.

Będę pisała o różnych chwilach wartych uwagi i zapisania. 
Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem żyło :)